Moje życie od zawsze utożsamiam z ogromem kłótni, awantur, agresywnych
bądź ironicznych wymian zdań. Ten sposób współistnienia z otoczeniem na dobre
wszczepił się pod moją skórę i jest częścią składową, elementem dookreślającym
moją osobowość ergo mnie. Nie wiem czy powodem jest jakiś niezidentyfikowany
czynnik, który rozgościł się w mojej świadomości, i niczym mały moralizator i
podjudzacz nakazuje mi demaskować głupotę świata i uporczywie manifestować
swoje zdanie, czy zdolność do spotykania na drodze toksycznych osób, które
zderzenia wręcz wymagają. W każdym bądź razie, faktem jest, iż z każdego
starcia o charakterze konfliktu, wynoszę choćby ledwie zauważalny cień
satysfakcji i samozadowolenia. Jak to, że każdy z konfliktów posiada swój
osobisty powód, cel i skutek.
Lektura Levisa A.
Cosera przeświadczyła mnie jednak w przekonaniu, iż przesłanki takie są pogrupowane
i choć w części możliwe do przewidzenia.
Konflikty w małych grupach społecznych o silnych więziach,
częstych i intensywnych relacjach, bardzo często są tłumione, przez co, ich
wybuch spowodowany jest nagromadzeniem negatywnych emocji i zdarzeń. Często
jednak czynnikiem rozpoczynającym kłótnię, jest sprawa niesamowicie błaha,
która w zdrowych relacjach nie wywołałaby żadnych szczególnych emocji.
Charakter takiegoż konfliktu jest narastający, od drobiazgu, po wyciąganie
uwierających nas ciągle faktów z przeszłości. Dodatkowo, silne zaangażowanie
emocjonalne także intensyfikuje gwałtowny przebieg starcia. Nieporozumienia w
grupach większych, o mniejszym zaangażowaniu emocjonalnym, nie są tak
gwałtowne, ale są o wiele częstsze niż chociażby w małżeństwie. Każdorazowe
rozładowanie napięcia wydaje się być tutaj racjonalne, nie zagraża to bowiem pogorszenia
bliskich stosunków.
Pogląd
ten, oczywiście swoiście uogólnia typ tej relacji społecznej. Zdarzają
się przecież związki osób, gdzie regularnie z mieszkania znikają talerze
a sąsiedzi zza cienkiej ściany mogą być najlepszym źródłem wiedzy
aktualnej sytuacji w rodzinie. Istnieją też grupy niezaangażowanych
psychicznie osób, które ze względu narodzenia się konfliktu tak dalece
sprzecznego z poglądami czy wartościami moralnymi pewniej części, iż
prowadzą do rozpadu stosunku społecznego. Osobiście jednak uważam, że
spostrzeżenia L.A. Cosera są jak najbardziej trafne. Czy to racjonalne,
czy nie, partnerzy unikają częstej wymiany zdań, sparaliżowani strachem o
utracony chociażby ułamek sekundy życia w swej prywatnej Idylli. To krytyka jest nadrzędnym rzeczownikiem w stosunkach
międzyludzkich, i tylko ona przyczyni się do ich poprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.