piątek, 28 grudnia 2012

Życie to (nie) teatr.



Jedną z nadrzędnych ról współczesnego teatru popularnego jest wywarcie wrażenia na jak najszerszym gronie odbiorców, poprzez ukazanie mniej lub bardziej karykaturalnego czy przerysowanego świata oraz sieci relacji i wydarzeń. Większość sztuk teatralnych odwołuje się przecież do realnego otoczenia dnia codziennego, przez co sami aktorzy starają się wcielić w rolę jak najbardziej autentycznie i starannie naśladując rzeczywistość.



Nie wiem czy bardziej zaskakujące czy przerażające jest to, że aktualnie okazuje się, że to nie teatr gra rzeczywistość, ale to my, społeczeństwo gramy sztukę pod tytułem życie.

Moja mała polemika ze stachurowskim, utartym już pojęciem, iż życie to nie teatr, oparta jest o fragment książki „ Człowiek w teatrze życia codziennego” Ernesta Goffmana, w której autor opisuje zasady funkcjonowania systemu społeczeństwa na podstawie teatru.

Według Goffmana, każda sytuacja- przedstawienie, skupiona jest wokół pewnej osi, która ze względu na perspektywę może być różnoraka. Rozróżnialne są dwie, główne, sfery:  scena- miejsce akcji, formalne i publiczne, oraz kulisy- obszar prywatny, intymny, niedostępny dla innych. Podczas gdy charakter występu na scenie podyktowany jest stwarzaniem pozorów, zastosowaniem się do ogólnoprzyjętych wartości, norm czy wzorców, przebywanie za kulisami tego nie wymaga. Jeśli więc, chociażby część naszej gry na scenie nie jest autentyczna, tym samym zachowanie za kulisami, naturalne i luźne, przeczy treści mającej płynąć ze swoistego występu. Łatwo zauważyć, iż dla aktora odgrywającego swą rolę, istotnym jest, za wszelką cenę uniemożliwić przeniknięcie się tych dwóch światów.  Przesiąknięcie jednej płaszczyzny do drugiej wiąże się z okrutną demaskacją, zachwianiem autentyczności, oraz swoistą osobistą porażką, dlatego tak ważnym jest zaznaczenie granicy między tymi dwoma sferami. Czasem jednak możliwe jest nałożenie tych dwóch sfer, co wykorzystane w umiejętny sposób nie prowadzi do demaskacji. Na bankietach branżowych połączenie relacji towarzyskich z formalnymi często może doprowadzić do polepszenia kontaktu między dwoma osobami, istotnym jest jednak, aby żadna ze sfer nie zaczęła dominować.

Wchodząc na scenę, wcielamy się w rolę, zakładamy maskę która ma za zadanie wykreowanie naszego JA, takiego, jakimi chcemy być postrzegani. Problem w tym, iż nie wielu ludzi rzeczywiście realizuje swoje ideały. Dlaczego? Czasami zbyt wygórowane marzenia, oczekiwania, nie pozwalają na osiągnięcie absolutu, a aktualny stan osobowości zdaje się być tak bezwartościowy, że lepiej zagłębiać się w grę pozorów i sztuczności. Prawdziwą realizacją jest rezultat pracy nas sobą, dzięki któremu nasz świat sceny i kulis pokrywa się, funkcjonując w zgodzie z obecnymi w nas wartościami, które z dumą reprezentujemy i uwypuklamy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.